S A M U E L W A K E F I L D
Dziewiętnaście lat | W połowie Amerykanin, w połowie półbóg | Syn Posejdona | Od czterech lat w obozie | Rzemyki na rękach, łańcuszki na szyi | Wysokie poprzeczki | Świetnie wytrenowany | Ulubiony podopieczny | Obozowy gitarzysta | Niespełnione marzenie o założeniu zespołu | Zapalony kompozytor | Czasem coś zaśpiewa | Znów przesiadywałeś pod wodą... Tylko w niej mogę zebrać myśli. | Tęskni za rodziną | "Zaklinacz koni" | Skryty | Pomocna dłoń | Zwierzęta często są lepszym towarzystwem | Władza nad wodą | Uwielbia przebywać z innymi | Czasem jednak samotność jest lepsza | Słodkie dołeczki | Niebieskie oczy | Brązowe włosy z uparcie opadając na oczy grzywką | Czasem się popisuje, czasem żartuje, czasem wychodzi na sierotę
Tętent końskich kopyt ponosi się po okolicy i miesza z szumem otaczających łąkę drzew. Wiatr targa gęstą grzywę, czarna sierść lśni w blasku porannego Słońca, mięśnie falują pod skórą. Donośne, oznajmujące rżenie poniosło się echem po najbliższej okolicy. Ciemno włosy chłopak uśmiechnął się pod nosem i przyśpieszył kroku by jak najszybciej znaleźć się przy zielonych pastwiskach. Dochodzi do wysokiego płotu, o który wspiera się ramionami. Uśmiecha się szerzej widząc pędzącego radośnie ogiera, który wita go parskaniem i zwinnymi podskokami. Przechodzi na drugą stronę i idzie w stronę konia, ten zaś szybko zbliża się do chłopaka i dumnie prężąc ciało okrąża go. Ciemno włosy wyciąga ku niemu otwartą dłoń. Dostrzega żar w ślepiach zwierzęcia, widzi jego nieokiełznaną duszę. Koń odskakuje po czym wyciąga w jego stronę szyję i strzyże uszami. Prycha, macha łbem po czym spokojnym krokiem podchodzi i przytyka ciepłe chrapy do dłoni.
-Witaj Heliosie.- Drugą ręką głaszcze muskularną szyję. Przysuwa się w stronę kłębu.- Mogę?- Pyta na co koń ponownie macha łbem. Chłopak wplątuje palce w grzywę i sprawnie wskakuje na grzbiet wierzchowca. Piętami lekko dotyka końskich boków na co jego towarzysz rusza kłusem, następnie galopem. Rozkłada ręce na boki, przymyka oczy, pod sobą czuje ruch końskich mięśni. Są wolni.
Unosi się na plecach nie wzburzając tafli wody. Spogląda w granatowe niebo, śledzi wzrokiem iskrzące się w górze gwiazdy. Czuje, że trudy całego dnia, rzeczywistość, wszystkie troski zostały na brzegu. Woda koi, uspokaja, dodaje sił. Znów czuje, że mógłby przenosić góry. Przymyka powieki, pozwala odepchnąć od siebie cały świat, wspomina. Pierwszy raz, gdy dowiedział się kim tak naprawdę jest, słowa matki, które w tedy wypowiedziała, żal i tęsknotę w jej głosie, szok i niedowierzanie, które czuł, złość i poczucie zdrady, które się w nim pojawiły. Pamiętał rodzinę, była nim matka, ojciec i roczny brat. Nie było w niej miejsca dla mitycznego boga. Pamięta, gdy ze złością wybiegł z domu, on piętnastoletni chłopak snuł się późnym wieczorem po ulicach miasta, zagubiony i przerażony tym co usłyszał. Odrzucał połączenia. Nie chciał w tedy z nikim rozmawiać. Pamięta, gdy pierwszy raz usłyszał w głowie głos Posejdona mówiący, że wszystko będzie dobrze. Uwierzył. Wrócił do domu ku uldze bliskich. Po paru dniach został wysłany do obozu. Wszystko się zmieniło.
Tętent końskich kopyt ponosi się po okolicy i miesza z szumem otaczających łąkę drzew. Wiatr targa gęstą grzywę, czarna sierść lśni w blasku porannego Słońca, mięśnie falują pod skórą. Donośne, oznajmujące rżenie poniosło się echem po najbliższej okolicy. Ciemno włosy chłopak uśmiechnął się pod nosem i przyśpieszył kroku by jak najszybciej znaleźć się przy zielonych pastwiskach. Dochodzi do wysokiego płotu, o który wspiera się ramionami. Uśmiecha się szerzej widząc pędzącego radośnie ogiera, który wita go parskaniem i zwinnymi podskokami. Przechodzi na drugą stronę i idzie w stronę konia, ten zaś szybko zbliża się do chłopaka i dumnie prężąc ciało okrąża go. Ciemno włosy wyciąga ku niemu otwartą dłoń. Dostrzega żar w ślepiach zwierzęcia, widzi jego nieokiełznaną duszę. Koń odskakuje po czym wyciąga w jego stronę szyję i strzyże uszami. Prycha, macha łbem po czym spokojnym krokiem podchodzi i przytyka ciepłe chrapy do dłoni.
-Witaj Heliosie.- Drugą ręką głaszcze muskularną szyję. Przysuwa się w stronę kłębu.- Mogę?- Pyta na co koń ponownie macha łbem. Chłopak wplątuje palce w grzywę i sprawnie wskakuje na grzbiet wierzchowca. Piętami lekko dotyka końskich boków na co jego towarzysz rusza kłusem, następnie galopem. Rozkłada ręce na boki, przymyka oczy, pod sobą czuje ruch końskich mięśni. Są wolni.
He is not tame, this is a bond, trust, respect, a sense that we are equal.
Everyone has a secret, everyone wants to keep something to themself.
___________________________________________
Cześć :D
A więc wielki powrót numer trzy. Zobaczymy jak nam pójdzie,
oby lepiej niż poprzednio. Od razu mówię, że wątków biorę
ograniczoną liczbę przez wzgląd na czas. Nie chce zaniedbywać.
Oczywiście na nie i powiązania jestem chętna. Nie idzie mi
zaczynanie jakby coś xD Na kartę totalnie nie było pomysłu, więc
jest takie coś, z którego nie wiele wynika...
Fc: tumblr (zakochałam się)
Tytuł i cała reszta mojego autorstwa ;)
Cześć :D
A więc wielki powrót numer trzy. Zobaczymy jak nam pójdzie,
oby lepiej niż poprzednio. Od razu mówię, że wątków biorę
ograniczoną liczbę przez wzgląd na czas. Nie chce zaniedbywać.
Oczywiście na nie i powiązania jestem chętna. Nie idzie mi
zaczynanie jakby coś xD Na kartę totalnie nie było pomysłu, więc
jest takie coś, z którego nie wiele wynika...
Fc: tumblr (zakochałam się)
Tytuł i cała reszta mojego autorstwa ;)
[Wątek, wątek XD Z pomysłami zawsze jest ciężko xD W sumie mogą się już znać, bo on cztery lata, ona sześć to wiesz ^^
OdpowiedzUsuńO, mam powiązanie! XD Mogliby kiedyś tam być na misji razem i by im nie wyszło, i Roxy winiłaby za to Sama, a to był tak naprawdę wypadek, no a Roxy jako Łowczyni miałaby teraz do niego dystans :D]
Roxy Whitemorrey
[Może być po treningu :D
OdpowiedzUsuńA co do zaczęcia... *oczka jak kociak ze Shreka*
:*** xD]
[Jest spoczko :*]
OdpowiedzUsuńRoxy była jedną z nielicznych osób, które lubiły treningi. Mimo, iż nie była córką jakiegoś mega walecznego boga, nadal lubiła walkę, spory, wspólne potyczki. Nawet takie dla zabawy, ale jak wprasza się na ćwiczenia dzieci Aresa lub Marsa, zaczyna się robić nieco niebiezpiecznie. Ona to właśnie uwielbiała - ryzyko. W końcu Roxanne to córka Hekate i do tego Łowczyni Artemidy. Samo za siebie mówi, że musi ryzykować, chociażby na misjach.
A skoro już przy tym jesteśmy... Ostatnia misja, na jaką została wysłana nie mogła być zaliczona do udanych wypraw, między innymi z powodu jednego herosa. Syn Posejdona, mimo iż wytrenowany, to właśnie przez niego zadanie legło w gruzach. Przynajmniej z jej perspektywy.
Po treningu miała jedno życzenie - odreagować duchowo. Dlatego właśnie pożegnawszy się z synami Aresa (z którymi swoją drogą często była wysyłana na zadania, jako "wspaniały duet wojenny, czyli Armia Aresa i Łowczynie Artemidy"), ruszyła w kierunku domku dwudziestego, czyli tego przynależnego Hekate. Chciała wziąć stamtąd skrzypce i zniknąć w salce muzycznej pod domkiem Apolla.
Odwróciła się nagle, kiedy uslyszała swoje imię padające znajomym głosem. Widząc jak chłopak zatrzymuje się na przeciwko niej, odruchowo odsunęła się o krok w tył. To było dość typowe dla Łowczyń Artemidy, bo one nie lubiły chłopaków i trzymają się od nich na dystans. Roxy i Sam mieli to już przerobione.
OdpowiedzUsuń- Kto powiedział, że się tym przejmuję? - mruknęła, zaczesując za ucho kosmyk włosów. - W porządku. Ale mogłeś być bardziej ostrożny. - rzuciła, nieco sie krzywiąc i mierząc go spojrzemiem. Gdyby nie złożyła sobie tej obietnicy, i gdyby nje byla Łowczynią Artemidy, pewnie należałaby do grupy dziewczyn, która siedzi na trybunach i wzdycha to każdego faceta, w tym do chłopaka, ktory stał przed nią.
[Witam i o wątek pytam. Może przymiarka zbroi- nowy model nierdzewny, lżejszy etc. Co by się nie utopić i razem go testują?]
OdpowiedzUsuńId
Wracajac do swojego domku, oczywiscie znowu musial uruchomic sie jej pech. Przy miejscu, gdzie zawsze odpalalo sie ognisko, siedzialo trzech chlopakow, na oko mieli po dziewietnascie lat. Nie znala ich, a.oni glosno soe smiali, patrzac na nia co chwila. Bez slowa, jeden z nich podszedl do niej i chwycil ja mocno za ramiona. Zdazyla tylko pisnac, wyrywajac sie i probujac walczyc. Dwaj pozostali smiali sie, a ich smiech zagluszal jej krzyk..
OdpowiedzUsuńJak na zlosc musiala zostawic bron w zbrojowni. Miala wlasne umiejetnosci, ale to bylo zbyt ryzykowne.
- Dlaczego najlepsze dziewczyny zawsze musza byc w Lowczyniach? - mruknal jej do ucha. - Teraz.to sie zmieni. - uslyszala jeszcze, a to wywolalo iskre, ktora spowodowala pozar. Roxy szarpnela z calej sily, zostawiajac brzydkie czerwone zarapania na ramionach i czym predzej pobiegla przed siebie. Nie patrzyla nawet dokad, nie odwracala sie. Oddychajac bardzo szybko, oparla sie o jakis budynek. Dopiero po chwili zorientowala soe, ze to stajnia. Przynajmiej bedzoie miala do kogo pogadac.
Weszla do srodka, kierujac sie ku boksowi srokatej klaczy. Wystawila glowe w strone Roxy, stukajac kopytem w podloge. Dziewczyna tylko tak stala, patrzac na nia. Lubila konie, ale bala sie jezdzic. A moze bylo odwrotnie? Nie wiedziala, ale jakis lek odnosnie koni byl.
[Wyprosisz, bo lubię zaczynać c:]
OdpowiedzUsuńId
[Bywa i tak XD]
OdpowiedzUsuńZagryzła dolną wargę i nie odezwała się, kiedy chłopak był przy klaczy. Nadal stała w bezpiecznym w jej oczach odstępnie od drzwi bosku, wynoszącym mniej więcej dwa kroki. Bawiła się bransoletką na lewym nadgarstku, jednocześnie starając się zapomnieć o brzydkich, świeżych jeszcze śladach na jej ramionach - czerwone znaki, że komuś się wyrwała, że udało jej się komuś uciec.
Wzdrygnęła się, słysząc rżenie a później stukot kopyt.
"Spokojniejsza przechadzka"? Czy mogła sobie na tyle pozwolić? Wsiadła na koński grzbiet pierwszy i ostatni raz kiedy miała pięć lat. To jej wystarczyło, żeby zniechęcić ją do jazd. Jednakże nie do koni. Kolejne stuknięcie kopyta zniecierpliwionego wierzchowca ściągnęło ją na ziemię.
- Dzięki za propozycję, ale nie. - rzuciła, robiąc kolejne pół kroku w tył. Klacz zastrzygła jednym uchem w jej kierunku, a później znów skupiła się na sianie. - Ja nie jeżdżę. - dodała jeszcze cicho, jakby próbowała przekonać do tego samą siebie. Miała jakiś rodzaj lęku, jeśli chodzi o konie, ale nie wiedziała z czym ty było związane. Lubiła przesiadywać w stajni, patrzeć na treningi innych, albo od czasu do czasu posiedzieć przy płocie pastwiska. Jednak do jazd ani bliższych relacji z tymi zwierzętami jej nie ciągnęło.
[Uwielbiam szukać dobrych zdjęć~ Widzę, iż ty również >D Co do wątku... jest tutaj już czwarty rok, więc na pewno zna się z Panią Sfinks. Mogą mieć swoją cichą umowę, iż od czasu do czasu chłopak przychodzi do jej "gabinetu" (który nie wygląda jak gabinet :D], w sprawie różnych spraw. Czy to pograć w szachy, czy to wypożyczyć kolejną księgę, czy to nawet pośpiewać gdyż pani Eupsychia uwielbia słuchać śpiewu. Wymyślać dalej? :D]
OdpowiedzUsuńEupsychia
Kiedy ogier znalazł się tam blisko niej, serce zaczęło głośno uderzać w piersi Roxy. Miała wrażenie, że dźwięk mocnych uderzeń dosłownie niesie się echem. Całe szczęście, że tylko ona je czuła. Wtedy jednak wierzchowiec wrócił do chłopaka, a ona wolno zaczęła się uspokajać.
OdpowiedzUsuń- Lepiej nie. - rzuciła tylko i odwróciła wzrok. Zawsze kiedy mieli mieć zajęcia w pobliżu koni lub nawet z ich udziałem, błagała nauczyciela, żeby puścił ją do domku, najczęściej pod pretekstem, że źle się czuje. Jeśli to był Chejron, nie musiała nic mówić. Po prostu pozwalał jej opuścić lekcję.
Usłyszała za sobą zrzędliwe, znajome miauczenie. Odwróciwszy głowę, zobaczyła idącego w jej stronę czarnego kota. Widząc dziewczynę, złotooki zwierzak wskoczył jej na ręce i zaczął tulić się do jej szyi.
- Hej, Smoothie. - przywitała się grzecznie, a kot odpowiedział jej mruczeniem. Podrapała go za uchem.
[Moja Sowa będzie normalnie taką ciocią wszystkich obozowiczów, coś wyczuwam xD Ależ oczywiście, iż mogę zacząć :D]
OdpowiedzUsuńPogoda była pod psem, więc Eupsychia nigdzie się nie ruszała ze swojego "gabinetu". Chociaż nazywać bibliotekę gabinetem to dosyć za dużo powiedziane. Oczywiście oprócz książek miała tutaj parę swoich osobistych rzeczy a co najważniejsze, imbryczek do zaparzania jej ulubionych herbat. Na tak deszczową pogodę zrobiła mieszankę owoców z imbirem i cynamonem. Zapaliła parę świec w ochronnych świecznikach które dostała od któregoś ze starszych obozowiczów. Wertowała kartki starej księgi, popijając swoją już zaparzoną herbatę z filiżanki. Machała od czasu do czasu leniwie ogonem. Dzisiejszy dzień zapowiadał się raczej spokojnie i niezwykle leniwie. Czasami gdy tak padało, miała ochotę zwrócić się do któregoś z dzieci Posejdona czy też Neptuna aby coś z tym zrobili. Westchnęła głośno poprawiając okulary. Jej dom kojarzył się z gorącymi promieniami słońca, zapachem morza lub oceanu. Rozmarzyła się całkowicie z delikatnym uśmiechem. Oczywiście i to za długo nie trwało, gdyż usłyszała miarowe pukanie w drewniane drzwi. Machnęła gwałtownie ogonem, powracając wzrokiem do książki.
- Otwarte, proszę wejść. - nie wiedziała kogo może nieść w taką pogodę, ale uważała iż raczej to nie będzie nic dobrego. Zapewne znowu jakieś polecenia, albo jeden Bóg wie co. Wiec gdy podniosła wzrok i dojrzała Samuela, machnęła skrzydłami od razu wstając. Pokiwała z dezaprobatą głową, sięgając po jakiś koc których też tutaj miała pełno. Podeszła do niego i zarzuciła mu go prawie na głowę.
- To, że jesteś synem Posejdona, nie znaczy iż nie złapiesz przeziębiania. - uśmiechnęła się delikatnie po czym wróciła na swoje miejsce. Chłopak mógł wybrać sobie sam miejsce, na jednej z wielkich poduch. Zaczęła mu się z uwagą przyglądać i jednocześnie nalewać kolejną filiżankę herbaty. Podała mu ją z ciepłym uśmiechem.
- Więc Sam, co Cię tutaj sprowadza? I to w taką pogodę? - upiła łyk swojej herbaty. Nigdy nie wiedziała co tym młodzikom chodzi po głowie. Czasami wpadali do niej w środku nocy i to z jakiego powodu? Bo śniło mu się, iż coś stało się jego rodzinie, lub też tęskni, albo po prostu ma jakieś problemy typu jest mu nudno. Oczywiście z Samuelem mogła zmarnować trochę czasu, gdyż chłopak od początku zwrócił na siebie jej uwagę. Oczywiście liczyła na to, iż będzie mogła w spokoju posłuchać dzisiaj jego śpiewu który będzie jak lekarstwo na tą wstrętną pogodę.
Eupsychia
Stała tak jeszcze jakiś czas, a głaskanie czarnego kocura wygodnie pochrapującego na jej rękach, uspokoiło ją. Srokata klaczy wystawiła głowę z boksu i wyciągnęła szyję w stronę Roxy. Niepewnie, ale dziewczyna lekko przesunęła palcami po jej aksamitnych chrapach. Uśmiechnęła się pod nosem.
OdpowiedzUsuńZa stajnią rozległ się odległy grzmot. Burza pewnie obejdzie Obóz, jak zawsze, ale mimo to wolała wrócić do domku. Szybkim krokiem więc wróciła na główną alejkę, w stronę domków. Fajnie, że Rzym pogodził się ze stroną grecką, teraz będzie więcej osób, więcej przyjaciół i większa konkurencja podczas piątkowej Bitwy o Flagę.
Zatrzymała się nagle, kiedy tuż przed nosem przeleciał jej sztylet. Cała drżąc, dostrzegła jak ostrze z głośnym trzaskiem zahaczyło o drzewo i wylądowało wbite w piach. Nie wiedziała kto rzucał, ale ktokolwiek to był, miał prawie doskonałego cela. Niemal biegiem przemierzyła resztę drogi, a kiedy już miała sięgać po klamkę, coś zrzuciło ją z werandy tak, że boleśnie wylądowała na barierce, a później na schodach. Wypuściła z rąk czarne ciało kota, który z typowym dla siebie miaukliwym wrzaskiem, pobiegł przed siebie, jakby szukał pomocy.
[Informacja przyjęta do świadomości :D]
OdpowiedzUsuńDobrze pamiętała ich pierwsze spotkanie. Zazwyczaj większość pierwszoroczniaków gdy ją zobaczyli po raz pierwszy, mieszali strach z niesamowitym zdziwieniem. Ale nie ten chłopak. Ta jego ciekawość wręcz ją rozbawiła. Często używa jego przykładu dla pierwszaków, aby im oprzytomnieć iż powinni się przyzwyczaić, skoro są dziećmi Bogów.
Zamachała leniwie ogonem i przewróciła teatralnie oczyma, słysząc odpowiedź chłopaka. Gdyby tylko mogła pogrozić mu palcem. Mimo wszystko patrzyła na niego zatroskanym wzrokiem. Miała dosyć specyficzny charakter. Powiedziała z przekąsem.
- W takim wypadku, równie dobrze możesz pływać w zimę w naszym jeziorze. Chodzi mi o to, iż możesz mimo wszystko zachorować. - upiła łyk herbaty i delikatnie zmarszczyła brwi, gdy chłopak opuścił wzrok, wpatrując się teraz w herbatę. Gdy go wysłuchała, uśmiechnęła się szerzej kącikiem ust. Pokiwała powoli głową jednocześnie podnosząc jedną z łap do góry.
- Każde młode serce, prędzej czy później dopadnie ta choroba. - uśmiechnęła się dobrodusznie, przyglądając mu się z uwagą. Ułożyła się wygodniej i kiwnęła głową.
- Jednakże, słyszę w twym głosie pewne "ale". Czyżbyś miał jakieś wątpliwości? - upiła kolejny łyk herbaty po czym odstawiła filiżankę. Wstała i przeciągła się niczym kot, którym w połowie była. Machnęła parę razy skrzydłami, aby dostać się do jednej z ksiąg. Gdy wylądowała usiadła i zaczęła ją wertować. Poprawiła okulary i kontynuowała swoją wypowiedź.
- Więc? Czy chodzi o to, iż jest za stara? Za młoda? Nie jest z obozu? Albo nie wiesz gdzie jest?... - spojrzała na niego przez chwilę smutniejszym wzrokiem i dodała ciszej - ... a może jest Łowczynią? - powoli podniosłą wzrok aby spojrzeć na swego podopiecznego. Czasami wydawało się jej, iż niektóre myśli były aż zbyt jasne do odczytania. Zamachała powoli swym ogonem z lewej na prawą.
Nim zdążyła się podnieść i zobaczyć co ją tak strasznie boli, znów coś się na nią rzuciło. Chyba nawet ten sam stwór co zrzucił ją na schody. Tym razem przednimi łapami przygniatał ją do zimnego kamiennego chodnika, jednocześnie pazury zatapiając w jej barkach i ramionach. Wyrywała się, próbowała walczyć, ale cokolwiek to było, było zbyt silne. Czuła, że słońce zachodzi, a dzisiaj wypadała pełnia księżyca. Musiała panować nad emocjami, inaczej...
OdpowiedzUsuńZaczęła kopać bestię po brzuchu, na co ten zareagował rykiem i zacisnął pazury mocniej na jej ramionach. Teraz to ona krzyknęła.
Nie bała się o siebie, nie bała się o rany. Wszystko się zagoi i zostawi pamiątki w postaci blizn. Bała się z powodu księżyca. Musiała znaleźć się w swoim domku, musiała znaleźć się w schronieniu znajomych czterech ścian.
Wytarła dłonie o skórzany fartuch i wyjęła z kieszeni spodni czystą szmatkę. Starając się oddychać jak najpłycej, wytarła usta z opiłków stali. Wydmuchała w nią nos, czyjąc nieprzyjemne kłucie w płatkach nozdrzy. Wrzuciła materiał do paleniska i odłożyła na swoje biurko nowe ostrze, jeszcze bez rękojeści, lekko wygięte w łuk, jak do noża myśliwskiego. Z wyprofilowanym ostrzem, czekało teraz na grawer kwasem.
OdpowiedzUsuńWydrukowała na papierze kredowym, wypłakaną u Chejrona drukarką laserową, krakena i odprasowała druk na płaskowniku, tam gdzie nie było już ostrza. Zalała malunek kwasem, uważając, aby nie zniszczyć pozostałych części noża i pozostawiła do zaczernienia. Napisała na kartce markerem „Nie dotykać” i postawiła zgiętą nad nożem, jak to się robi w podstawówce, gdy nauczyciel nie zna imion dzieci.
Zamierzała dodać owy nóż do nowiutkiej zbroi, stworzonej w jej pracowni, jako eksperment z lekkością, trwałością i wodoodpornością, a także swobodą ruchów. Utwardzana skóra, z dodatkiem różnych impregnatów, wzmocniona łuskowanym pancerzem z naramiennikami. Tworzyła ją dla syna Posejdona, bo tylko oni mogli w pełni przetestować jej pracę. Stal której użyła, nierdzewna, lśniła przy każdym ruchu, niczym rybia łuska. Zaplanowała jak najbardziej opływowy kształt, aby dało się w niej pływać, choć wątpiła, by pierwsze próby stworzenia stopu lekkiego aluminium ze stalą nierdzewną. Aluminium, zbyt kruche na zbroje, nie rdzewiało i nic nie ważyło, ale stal musiała nadać mocy. Niestety, nie widziała, jaki będzie ostateczny efekt.
Złapała jakiegoś pierwszaka, który akurat przechodził obok kuźni.
- Leć do domku Posejdona i zawołaj Sama. – Młody, nie mając akurat nic ciekawego do roboty, za jednego obola obiecał przekazać wiadomość. Dziewczyna za to chwyciła kolejną czystą szmatkę, zanurzyła ją w pokoście i wcierała w drewno przyszłej rękojeści noża, aby zabezpieczyć drewno przed nasiąkaniem. Pod nosem dość nieudolnie nuciła „Empty Chairs at Empty Tables” z musicalu Les Misérables.
[coś w tym rodzaju http://www.tamed.pl/429-749-large/noz-kizlyar-tajga.jpg ]
Id
Westchnęła głośno, słysząc to czego się obawiała. Delikatnie odchyliła brwi na zewnątrz, jak to zazwyczaj robią smutne osoby. Słuchała go dalej, jednocześnie przymykając delikatnie oczy. Spokojnie sobie popijała herbatę, jakby rozmawiali o czymś o wiele spokojniejszym. Często go ten chłopak intrygował. Często przychodził tutaj do niej z naprawdę dziwnymi problemami... ale żaden nie dotyczył tego, iż jest synem Posejdona. Gdy skończył sięgnęła po swój imbryczek, aby dolać sobie herbaty. Spokojnie odpowiedziała.
OdpowiedzUsuń- I dlaczego się wściekasz? Na co jesteś zły? Na siebie za to, iż się zakochałeś? Czy na dziewczynę bo jest Łowczynią? - odłożyła delikatnie imbryczek po czym zaciągnęła się zapachem herbaty. Upiła jej łyk i kontynuowała.
- Nie możesz być zły ani na jedno, a ni na drugie. - westchnęła cicho, nadal uważnie przyglądając się chłopakowi.
- Dziwne. Wydawało mi się, iż jesteś synem jednego z Wielkiej Trójki. I tak łatwo się poddajesz? Wiadomo co dostaniesz, bo to wiem nawet i ja. Więc traktuj ją jak zwykłą dziewczynę. Mówisz o niej, jakby było co najmniej dla ciebie niczym nie osiągalna Bogini. A przypominam ci, iż w tym obozie znajdziesz wiele przykładów tego iż Boga idzie dosięgnąć. - przy ostatnich słowach nawet cicho się zaśmiała, kręcąc przy tym przecząco głową. Gdy już trochę spoważniała, podjęła dalej temat.
- Nie wiesz dlaczego wybrała dla siebie taką drogę. Spróbuj najpierw ją zrozumieć, a dopiero wtedy pytaj się "co dalej". - wróciła do popijania spokojnie herbaty. Spojrzała na prawie idealnie biały imbryczek, z delikatnym uśmiechem, jakby trochę smutnym. Dopowiedziała już ciszej.
- Ale dam Ci dobrą radę. Nigdy nie rezygnuj ze swojej miłości. Bo dopiero po latach możesz się przekonać ile straciłeś, nie mając tak naprawdę nic.
Drżąc, skorzystała z jego pomocy i podniosła się. Dłonie miała brudne od ziemi i własnej krwi z pojedynczych zadrapań spowodowanych upadkiem. Chwilę milczała, nie dając mu odpowiedzi. Patrzyła też na wolniutko zachodzące słońce. Miała jeszcze około pół godziny. To dość sporo czasu.
OdpowiedzUsuńDopiero po minucie zorientowała się, że Sam coś do niej mówił.
- Nic mi nie będzie. - powiedziała szybko, wciąż łapiąc oddech. Rozejrzała się dookoła, szukając kota-uciekiniera. Jak się teraz okazało, Smoothie cały czas siedział na dachu domku Hekate. - Zdracja. - mruknęła cicho dziewczyna w kierunku zwierzaka, a ten zareagował jedynie prychnięciem.
Domyślała się, kto byłby zdolny nasłać na nią stwora. Nawet nie wiedziała co to było, bo kiedy Sam rzucił stworzenie na ziemie, to rozsypało się w pył i zniknęło.
OdpowiedzUsuń- Smoothie, chodź tu. - zawołała do kota, kończąc to typowym "kici, kici". W końcu kot zeskoczył z dachu, wprost w jej ramiona. Skrzywiła się nieco, kiedy opuszkami łap naruszył jedną z ran. Znowu spojrzała na horyzont. Czas uciekał.
- No dobra, chodź. - powiedziała dość niechętnie. Nie lubiła czyjegoś współczucia, i zazwyczaj po prostu go nie potrzebowała. Otworzyła drzwi, a tuż po wejściu, machnęła lekko dłonią w powietrzu. Z jej palców wyłoniła się biała mgiełka, która ukryła wszystkie falujące biało-niebieskie napisy ze ścian i sufitu. Nawet nie chciała ich czytać, przynajmniej nie teraz.
Pokiwała wolno głową i odłożyła kota na kanapę. Czarnuch od razu się przeciągnął i zwinął w kłębek. Drugi równie czarny kot szybko do niego dołączył.
OdpowiedzUsuń- Chodź. - rzuciła lakonicznie, prowadząc chłopaka dalej, wgłąb domku. Kolejno ukrywała napisy i różne symbole zdobiąde ściany. Nie chciała, żeby ktoś, kto jej nie zna je widział.
Głową wskazała drzwi do łazienki.
- Powinno wystarczyć. - mruknęła. Trochę dziwnie się czuła, kiedy chłopak tak za nią chodził, ale starała się nic nie pokazywać. Co jakiś czas tylko krzywiła się, kiedy któraś z ran zaczęła piec.
- Hej! - odłożyła szmatkę i drewno i wstała. Podeszła do jednego z manekinów, męskiego, przykrytego płachtą. - Dostaliśmy twoje zamówienie na nową zbroję, bo stara źle leżała. Akurat miałam trochę wolnego czasu, więc… taadaaa!.
OdpowiedzUsuńNa jej twarzy malował się entuzjazm, gdy zdejmowała zabezpieczający pokrowiec i odsłoniła łuskowaną, lekko błękitną zbroję. Gdyby się przyjrzeć, każda łuska z części na piersi została pomalowana innym odcieniem emalii, powodując bardzo realistyczny efekt. Oprócz napierśnika, dorobiła naramienniki i karwasze. Naramienniki skórzane, nie odstawały, jak w innych zbrojach. Tutaj wszystko przylegało jak najbardziej do ciała. Brak wystających elementów, wszystko płaskie, opływowe. Tylko na plecach wystawał dziwny „irokez”, podobny do rybiego grzbietu, najeżony ostrymi kolcami.
- Powinien być nierdzewny, ale nie miałam wystarczająco dużo czasu na próby. - popukała pięścią w środek pancerza - Grzbiet ułatwi pływanie, a lekkie metale i puste komory przy kolcach wypełnione czystym tlenem powinny uniemożliwić utonięcie. Niestety, nie mam jak tego sprawdzić, a was, dzieci Posejdona i Neptuna utopić się nie da. Do kompletu będzie nóż. - Wskazała na biurko, gdzie wytrawiał się wzór.
- A teraz wyskakuj z koszulki. Jako spodu użyłam materiału pośredniego po miedzy kombinezonami nurków, a koszulkami biegaczy. Nie potrzebujesz innego materiału na spód, łuski trzyma utwardzana skóra. - Oczywiście mogłaby dać mu trochę intymności w rozbieraniu się, ale i ona doceniała piękno czegoś innego niż metal, a na klatki piersiowe herosów patrzyło się wyjątkowo przyjemnie.
Id
Patrzyla jak jej rany goja sie na oczach. Ile by dala, zeby opanowac swoje zdolnosci na tyle, by moc sie uzdrowic. Jednak nie dosc, ze nie opanowala ich do konca, ppdczas pelni ksiezyca miala lekkie... Klopoty z nimi.
OdpowiedzUsuń- Dzieki. - rzucila cicho i zgasila swiatlo w lazience, kiedy chlopak sie wycofal. Dostrzegla katem oka jak z jej palcow na nowo wydobywa sie mgielka, a napisy na scianach, suficie i czesciowo na podlodze zaczynaja sie pojawiac. Razem ze wszystkimi symbolami. Cytaty napisane byly po irlandzku, niewielka czesc w grece.
Zdawała sobie z tego sprawę, iż musi mieć mętlik w głowie. Tym bardziej że chłopak ma dopiero dziewiętnaście lat. Przekrzywiła delikatnie głowę gdy usłyszała to zdanie, mruknięte pod nosem z ironią. Uśmiechnęła się szerzej kącikiem ust i poprawiła okulary. Zdawała sobie sprawę jak nieciekawie wyglądały relacje "rodzinne" wszystkich półbogów. Dużo historii się nasłuchała a niektóre nawet widziała na swoje oczy. Gdy nareszcie jej odpowiedział, uśmiechnęła się ciepło. Zamachała powoli swym ogonem i potaknęła głową.
OdpowiedzUsuń- Z każdym da się rozmawiać dobrze. Zależy to tylko i wyłącznie od twojego podejścia. Chociaż zapewne rozmowy są ze mną prostsze, gdyż większość mych podopiecznych traktuje mnie jak ciocię lub mamkę. - widząc jak pije herbatę w duchu odetchnęła z ulgą. Miło było słyszeć u niego weselszy ton i energię do działania. Zadarła głowę do góry aby spojrzeć na okno. Zmrużyła oczy.
- Pamiętaj aby przede wszystkim uwierzyć w siebie i od czasu do czasu posłuchać głosu swego serca. - spojrzała na niego wymownie - No i dużo trenuj i takie tam. Mógłbyś w końcu nauczyć się panować nad tą przeklętą pogodą. - zaśmiała się cicho ze swojego żartu. Upiła łyk ciepłej herbaty z szerokim uśmiechem. Nie lubiła deszczu, ale wiedziała iż jest potrzebny, tak jak wszystkie inne składniki pogody. Spojrzała ponownie na okno i powiedziała rozmarzonym głosem.
- Czasami strasznie tęsknię za gorącym słońcem, zapachem oceanu, krzykiem mew, tymi porankami wypełnionymi gwarą marynarzy i kupców z targów. - uśmiechnęła się ciepło do tych wspomnień i spojrzała na chłopaka.
- Później przychodzisz mi taki ty do gabinetu. I wtedy wiem, że gdybym teraz miała znaleźć się gdzie indziej to tęskniła bym nawet za tym przeklętym deszczem. - potaknęła powoli głową po czym podała mu kartkę, która znajdowała się między kartkami książki. Było na niej wypisane parę ziół z łaciny. Zaśmiała się cicho widząc jego zmieszanie.
- Nie patrz tak na mnie. Jeśli byś mógł, to w miarę możliwości nazrywaj mi tych ziół i przynieś. Już wiem jaką herbatę Ci zrobię. - zaśmiała się ciepło.
Patrzyla jak wychodzi z pomieszczenia, a pozniej jak zamykaja sie za nim drzwi. Odetchnela glboko, ale nie z ulga. Raczej z niepewnoscia i dziwnym wrazrniem, ze zrobila cos zle.
OdpowiedzUsuńOpadlszy na lozko, wszystkie napisy zaczely pulsowac i falowac na scoanach. W oczy rzucil jej sie irlandzki napis "Jestes wojownikiem".
- Jestes wojownikiem. - powtorzyla szeptem w swoim ojczystym jezyku, z silnym irlandzkim akcentem. Podniosla sie, zgarnela z szafy pierwsze lepsze pizamy i poczlapala do lazienki, co by zmyc z siebie caly dzisiajszy dzien.
Wiercila sie na lozku. Nie mogla zasnac mimo towarzystwa jednego z dwoch czarnych kotow ktorym tym razem byl Loothie. Nie wytrzymala i nie zwracajac uwagi na pelny ksiezyc, wygramolila sie spod koldry, zalozyla na siebie jakies czyste rzeczy i zabrawszy miecz, wyszla z domku. Musiala czyms sie zajac, a jezeli przez nocne lazenie po Obozie bez niczyjej wiedzy jej sie dostanie, mowi sie trudno. Roxy musiala sobie powalczyc.
OdpowiedzUsuńTak tez dotarla na arene. Drewniane manekiny mogly posluzyc jej jako wyimagnowani przeciwnicy, bo w sumie i tak nic innego nie miala.
Wziela dwa glebokie wdechy i zaczela atakowac kukle szybkimi, aczkolwiek prostymi cieciami.
Juz po paru minurach oddychala szybciej, co nie bylo jakas nowoscia. Wiedziala doskonale, ze predzej czy pozniej jej przejdzie, ale teraz... Potrzebowala sie wyzyc. Nie chciala myslec, ze cos ja zaatakowalo. Nie chciala myslec, ze ktos prawdopodobnie zrobil to celowo. Nie chciala myslec, ze jest pelnia, a ona w kazdej chwili moze stracic panowanie nad swoimi zdolnosciami.
OdpowiedzUsuńWbila miecz w ziemie i usiadla na poachu, opierajac sie plecami o trybuny. Patrzyla na swoje dlonie.
- Tylko nie strac kontroli. - szeonela do siebie, po czym ze srodka jej lewej reki pojawila sie biala, lsniaca kula. Dawala duze swiatlo, a jej kolor zalezal od nastroju Roxy. Teraz nyl bialo szary, bo usilnie probowala trzymac wszystko zbalansowane. Pozwolila kuli unosic sie ponad jej ramieniem, dajac swiatlo i chroniac ja od ciemnosci. Jak przenosna lampka.
[Huehuehue xD Okej, to wkrecaj ;P]
OdpowiedzUsuńSiedziala tak, gapiac sie w przestrzen. Myslala co robi jej ojciec. Mysli nad kolejnym listem do niej? Miala ich juz pol pudelka, zadna koperta nie byla otworzona, przeczytana a co dopiero odpowiedziana na nia. Zastanawiala sie gdzie moze byc Peter, czy w ogole jeszcze zyje, czy kiedykolwiek zastanawial sie co zrobila Roxy. Znajac zycie, nie.
Uslyszala ciche, delikatne miauczenie za uchem. Poxniej mile w dotyku, cieple futro musnelo jej szyje i policzek. To musial byc Lootkhi. Ten drugi kociak, Smoothie przychodzil tylko kiedy cos chcial, najczesciej ponarzekac. Czarny jak noc kocur wskoczyl na kolana dziewczyny i zwinal sie na nich w klebek. Nie zasypial, lecz wyciagaj glowe w jej dlon, domagajac sie pieszczot i uwagi.
Poderwala glowe, slyszac alarm, a kula zmienila kolor na czerwono-niebieski. Zaskoczenie i nerwy. Szybko poderwala sie z miejsca, zabierajac swoj miecz i czym predzej ruszyla do domku. Zostawila miecz, zalozyla lekka zbroje ze srebrnymi zdobieniami oraz wziela tez luk. Prawdopodobnie znowu bedzie atakowac z dystansu, bo w walce bezposredniej byla slaba. Kolczan ze srebrnymi strzalami, krotka modlitwa o pomoc do Artemidy oraz Hekate, i mogla ruszac. Czesc Lowczyn juz tam byla, a Roxy znalazla dobre miejsce na wzgorzu, gdzie widziala pole walki. Naciagnela pierwsza strzale na cieciwe luku i wypuscila ja. Trafila idealne w bok jednego z potworow, ktorych swoja droga caly czas przybywalo. Obawiala sie, ze nie wystarczy ijej trzal i bedzie musiala przerzucic sie na miecz.
OdpowiedzUsuńObserwowala wszystko z odleglosci, jednoczesnie wypuszczajac celne strzaly. Jeden z potworow odlacyl sie od grupy, a za nim pobiegly jeszcze dwa. Jakby nawolywane przez innego. Roxy ruszyla ich sladem, ciekawa co tez znalazly.
OdpowiedzUsuńW sumie co by innego? Odciagnely jakiegos herosa od reszty i skupily sie na nim. Czesc stworow ociekala woda, a w poblizu byl niewielki strumien. W obzie byl tylko keden syn Posejdona. Czyzby chlopakiem lezacym na ziemi byl Sam?
Wypuscila strzaly w kazdego ze stworow, kazda celna. Pozniej zeslizgnela sie ze wzgorza i podbiega do chlopaka.
- Nie zamykaj oczu. - powiedziala cicho, zeby nie przykuc uwagi. Tam gdzie jego rany byly najglebsze, przytknela dlon ledwie dotykajac zranienia. Z zadrapan uniosla sie czarna mgla, ktora zdawala sie wnikac w dlon dziewczyny. Reprezentowala bol, ktory Roxanne mu zabierala i przyjmowala jako wlasny, chcac czy nie.
[Cieszę się, że karta ci się podoba. ;) I na wątek jestem oczywiście chętna. Masz może jakiś pomysł?
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi o bóstwo... Ja też nie wiedziałam aż do dzisiaj. ;)]
[Moja też ma humorki... Nie jesteś sama :P]
OdpowiedzUsuńRozejrzała się wokoło, kiedy się odezwał. Może i był cicho, ale przezorny zawsze ubezpieczony.
- Cicho. - mruknęła, wciąż pobierając jego ból. Widziała jak zaczyna oddychać swobodniej, nieco głębiej z każdym wdechem. Dopiero kiedy zaczęła czuć pieczenie w palcach, zwinęła dłoń w pięść i przerwała pobieranie. Jako tako pomogła mu podnieść się do siadu. - Mi nic nie jest. Tobie też nie będzie. - dodała równie cicho, znowu się rozglądając. Nie mogła zbytnio się oddalić, bo pozostałe z Łowczyń wciąż walczyły. Musiała trzymać się blisko.
[Coś wymyślę, może jutro. Na pewno wymyśle :)]
OdpowiedzUsuńCasper
Nie czekając na zgodę silną ręką odgięła mu ramię, lekko acz stanowczo i wciągnęła karwasz na przedramię chłopaka. Pomachała mu drugim przed nosem:
OdpowiedzUsuń- Teraz jest kompletny. Oczywiście nie ma nic za darmo. – Oparła dłonie na biodrach i uśmiechnęła się złośliwie – Codziennie musisz przyjść i zdać mi co robiłeś z tą zbroją. Musisz robić testy z wodą, włócznią, mieczem, łukiem, toporem, walką wręcz i tak dalej. Jako alternatywę masz cenę czterystu oboli za niewypróbowany produkt, a każda zmiana jest płatna.
Ceniła się, ale jej produkty były jedyne w swoim rodzaju więc warto było ryzykować. Zwłaszcza że w przypadku pierwszej opcji „płatności”, chłopak mógł liczyć na ulepszenia i poprawki.
- To jak, deal? – Wyciągnęła w jego stronę dłoń, przypominającą dziewczęcą tylko z kształtu. Wewnątrz mnóstwo stwardniałych odcisków, na zewnątrz kilka blizn - dwie na palcu wskazującym i środkowym, przywodzące na myśl opadającą siekierę i przecinającą kość jak masło, i kilka genezy ogniowej. Dłonie Id to dłonie kowala, pracownika, wojownika. Półboga.
Id
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[siostrzyczka wita braciszka, mam pomysł na kilka wątków. Jak będziesz mieć ochotę to pisz ;D]
OdpowiedzUsuńLaila
W grupie siła, pomyślała, patrząc z politowaniem jak mimo wszystko doczołgał się do strumienia. Pokręciła głową i podniosła się z klęczek. Dłoń zacisnęła na łuku, nadal nasłuchując.
OdpowiedzUsuń- Okej. Tylko żebym nie musiała cię później znowu ratować. - mruknęła i odwróciwszy się na pięcie, truchtem ruszyła w główne pole walki. Nic dziwnego, że aż trzy się na niego rzuciły. Jest synem Posejdona, jednego z Wielkiej Trójki. Ona... Roxy w porównaniu do Sama jest nikim. Hekate to pomniejsza bogini, jej dzieci nie mają tak silnej aury i mogły żyć normalnie, na tyle na ile to możliwe. A Roxanne? Ona była uwięziona w Obozie, bo nie miała do kogo pójść.
Roxy
[Spoczko :*]
Trwało to jeszcze parę godzin, przynajmniej z jej perspektywy. Nie wiedziała ile to było naprawdę, na pewno długo.
OdpowiedzUsuńRoxy była jedną z naprawdę nielicznych osób, których obrażenia nie były aż tak poważne, by została odesłana do namiotu szpitalnego (który swoją drogą jakimś cudem uszedł z życiem). Miała kilka zadrapań od pazurów i otarć od zbroi, ale to by było na tyle. Jako łuczniczka miała mniejsze szanse na zostanie zaatakowaną, ale...
Chejron odesłał ją do domku. Musiała przenocować kilka osób, ale na szczęście Hekate nie uznała dużo osób, przez co większość pokoi była pusta. Jej sypialnia nadal mogła należeć tylko do niej i jej kotów.
[Cześć :) Masz ochotę na wątek?]
OdpowiedzUsuńSol.
[Witam. Wątek z Michałem?]
OdpowiedzUsuńNa szafce nocnej koło łóżka znalazła brązową kopertę z napisanym jej imieniem. I tyle. Żadnego adresu, żadnego znaczka. Jakby ktoś dokładnie wiedział do kogo ją zanieść, gdzie zostawić lub komu przekazać. Skądś znała ten charakter pisma, śliczne, okrągłe litery, równiutkie jak od linijki. Serce zabiło jej mocniej, bo tylko dwie osoby jakie znała, miały takie pismo, a przynajmniej bardzo podobne. Stephanie i Peter. Jej przyrodnia matka i brat. Drżącą dłonią sięgnęła po kopertę i powoli ją otworzyła. Biała kartka w środku nie była zaskoczeniem, ale treść już tak. Pismo na kopercie ją zmyliło. To nie był Peter, niestety. To było pismo maszynowe, a treść mówiła o wezwaniu na sprawę sądową.
OdpowiedzUsuńBez zastanowienia jak wygląda, która jest godzina i czy już po godzinie policyjnej, wybiegła na oślep z domu. Złość zbierała się w niej z chwili na chwilę, rosnąc do niewyobrażalnych rozmiarów. Nagle tyle pytań zaczęło kotlić się w jej głowie.
W końcu zatrzymała się na plaży, a zimny piasek pod stopami uspokoił ją nieco. Widziała gwiazdy i księżyc, odbijające się od lekko falującej tafli jeziora. Z westchnieniem rezygnacji opadła na piach, wpierw tylko siadając, a po chwili i tak leżała, gapiąc się w czarne niebo. Stąd nie było widać zniszczonej części Obozu, ani też słychać za wiele. Idealne miejsce, żeby się nad sobą poużalać.
Leżąc tak na plecach po prostu odpłynęła. Zastanawiała się jak to będzie. Kiedy po sześciu latach stanie w jednym pomieszczeniu z ojcem i będzie musiała za niego odpowiadać. Czy się bała? Tak, ale tylko spotkania z nim. Nie bała się zeznawać, bo prawdę mówiąc nie miała z czego.
OdpowiedzUsuńWzdrygnęła się, słysząc pytanie padające z czyichś ust. Podniosła nieco głowę, a potem przekręciła ją na bok, by móc spojrzeć na swojego rozmówcę. Sam. A kto inny byłby tak blisko wody po takiej walce?
- Nie tyle uspokaja, co potrafi uciszyć myśli w głowie. - rzuciła cicho, śmiejąc się bez rozbawienia. Jedynym jej minusem w takich sytuacjach to fakt, że wszystkie jej uczucia i emocje widać było gołym okiem.
Westchnęła przeciągle. Właśnie tu tkwił problem.
OdpowiedzUsuń- Nie chcę. - mruknęła, krzywiąc się do gwiazd. Pamiętała, jak leżała tutaj jeszcze parę tygodni temu, chyba nawet w tym samym miejscu. Zadawała gwiazdom pytania, ale one milczały. Czuła, że znają odpowiedź, ale i tak czy siak milczą.
- Widziałeś kiedyś swojego ojca? - spytała nagle, spoglądając na niego z dołu. Podłożyła jedną rękę pod głowę, wdychając głęboko rześkie powietrze ze strony jeziora.
Kątem oka widziała jego ekscytację na ten temat. Fajnie, że miał miłe wspomnienia co do Posejdona, a i że go zobaczył. Nie wszyscy mają możliwość pochwalenia się czymś takim. Roxy zaliczała się do jednych z nich.
OdpowiedzUsuń- Nie. Nigdy. - rzuciła smutnawo, odwracając wzrok od pokrytego białymi plamkami nieba. - Chejron nie pozwala mi chodzić na te wycieczki, podczas przesilenia zimowego. Coś z wyrocznią i tak dalej... Chyba. - wyjaśniła po krótce, i w sumie tylko tym co wiedziała.
Uniosła rękę na wysokość oczu. Używając nieco swoich zdolności odziedziczonych po Hekate, stworzyła małego kolibra. Trzepotał wesoło skrzydłami, upuszczając z nich świecący niczym gwiazdy pyłek. Imitacja ptaka pisnęła cicho, a dźwięk ten dochodził jakby zza mgły. Uśmiechnęła się lekko, pozwalając ptakowi usiąść na jej dłoni, a później powirować nad głową Sama.
Spojrzała na niego, kiedy koliber usiadł mu na nosie. Lubiał psocić, dlatego zawsze jak go tworzyła, wołała go Psotnik, lub jakimś innym podobnym imieniem. Szkoda tylko, że nie reagował, bo to byłoby fajnie.
OdpowiedzUsuń- Nic specjalnego lub wymagającego większych zdolności. - mruknęła ze śmiechem, tym razem takim normalnym. Wiedziała, że byłoby inaczej, gdyby (co jak co) nie jego obecność.
Zamarła w bezruchu, kiedy padło to pytanie.
OdpowiedzUsuń- T-to zależy. - wyjąkała, bawiąc się palcami. Znowu złożyła wzrok na gwiazdach, aż w końcu westchnęła przeciągle. Musiała to z siebie wyrzucić, bo jeśli nie astma, to to ją zabije. Rzecz jasna w przeności, bo przecież Łowczynie Artemidy są nieśmiertelne, dopóki nie zginą w bitwie. - Dziadkowie zginęli jak byłam mała. Nawet ich nie pamiętam. - zaczęła wolno, dość niepewnie. - Ja... Miałam normalną rodzinę. Starszego brata, przyrodnią mamę, którą traktowałam jak prawdziwą, ojca... - Głos Roxy zadrżał na tym ostatnim słowie. Nie potrafiła go swobodnie wypowiedzieć. - Najlepsi ludzie pod słońcem. Później... Okazało się, że Stephanie ma raka. Dwa lata potem zmarła, miała wtedy jedenaście lat. Tata bardzo to przeżył, tak samo jak Peter, mój brat. - Spojrzała ukradkiem by zobaczyć, czy Sam w ogóle jej słucha. O dziwo, słuchał. - Dwa tygodnie po jej śmierci, Peter pokłócił się z tatą. Nie słyszałam wszystkiego, ale mówili o Stephanie... Później o mnie... A potem Peter wyszedł z domu i nigdy więcej go nie widziałam. - urwała, bo głos znowu zaczyłan jej drżeć. Wszystko wracało z prędkością światła, uderzając w nią z niezwykłą siłą. Poczuła, jak jej dolna warga drży. Jak zawsze przed płaczem.
[Dobranoc :***]
Usuń[Nic się nie stało ;P Sol zwykle rano pływa, mogła by nagle przypadkowo stracić równowagę albo zahaczyć o coś (bardziej może to) i nieprzytomna wpadła by do wody, Sam by to zauważył i jej pomógł, mogłoby być? :]
OdpowiedzUsuńSol.
Koliber krążący nad ich głowami zmienił kolor na granatowo-czarny.
OdpowiedzUsuńNie powinnaś bać się mówić o przeszłości, usłyszała w głowie.
- Mój ojciec jest w więzieniu. - wyrzuciła nagle z siebie Roxy, przerywając Samowi. Zrobiła to tak gwałtownie, że powracające wspomnienie aż bolało. Podniosła obie głonie, chowając w nich twarz, po czym podniosła się do siadu. Dopiero wtedy pozwoliła sobie na łzy i lekkie drżenie ramion spowodowane płaczem. - On... Po śmierci Stephanie wplątał się w jakieś czarne interesy i... Dwa miesiące temu go złapano. Jego, a jednocześnie moje nazwisko jest na liście ściganych, dlatego Chejron nie puszcza mnie do miasta. Nie chcie narobić mi dodatkowych problemów. - Starła z policzka łzę, nim ta zdążyła skapnąć na jej nogi. - Pisze do mnie listy, a ja nie potrafię mu odpisać. Dopiero dzisiaj dostałam wezwanie do sądu. Mam się stawić w roli świadka. - dorzuciła jeszcze, po czym drżącą ręką wyjęła z kieszeni zgiętą na kilka części kartkę.
Nigdy od tak tego nie powiedziała. Nawet Chejron musiał na własną rękę szukać informacji na temat jej rodziny, bo ona nic nie chciała powiedzieć.
OdpowiedzUsuń- Rozprawa jest jutro. - szepnęła, a jej głos został stłumiony przez koszulkę chłopaka, który musiał się nieco pochylić, by zrozumieć jej słowa. - Dlatego tu siedzę. Nie chcę zasnąć i obudzić się rano ze świadomością, że będę musiała odpowiadać za mojego ojca. - dodała, odruchowo przytulając się do niego mocniej. Z tym wszystkim wiązała się obietnica, którą złożyła sobie, podejmując decyzję o dołączeniu do Łowczyń, kiedy miała dwanaście lat.
Wzruszyła ramionami. Uniosła dłoń do twarzy, ścierając z policzków niemalże piekące ślady po łzach.
OdpowiedzUsuń- Boję się spotkania z nim, to wszystko. Po tylu latach... - mruknęła. - Może to wydaje się niemożliwe, ale właśnie przez niego i brata dołączyłam do Łowczyń. Obiecałam sobie, że żaden faacet więcej mnie nie skrzywdzi. Nigdy więcej. - powiedziała drżącym, ale pewnym swego głosem. Wiedziała, że wiele chłopaków z Obozu próbowało przeciągnąć ją na "dobrą stronę mocy", ale ona była na to obojętna. A jeśli i to nie pomagało, zawsze mogła postraszyć łukiem.
Zaśmiała się cicho na jego słowa.
OdpowiedzUsuń- Może... - rzuciła cicho. Chciała jeszcze dodać, iż to raczej niemożliwe, ale w porę ugryzła się w język. - Naprawdę byś pojechał? Bo jak nie to w sumie mogę namówić Chejrona. Albo jechać sama. Co jak co, ale nie potrzebuję już opiekuna prawnego. - wzruszyła ramionami, po czym ogarnęła się mniej więcej. Oczy i policzki już wyschły, koliber gdzieś zniknął, a jedynym śladem że płakała, były lekko wilgotne końce rękawów.
Uśmiechnęła się do niego ładnie.
OdpowiedzUsuń- Dzięki. - rzuciła. Musiała upłynąć kolejna minuta, by na jej policzki wstąpił rumieniec i odsunęła się od chłopaka trochę. Założyła kosmyk włosów za ucho i chwilę patrzyła w nieruchomą taflę wody. Znikąd, obok niej pojawił się czarny kot z czerwoną obróżką. Loothie. Otarł się pyszczkiem o jej dłoń i zaczął mruczeć.
Spojrzała na Sama i uśmiechnęła się lekko. Na jego propozycję pokiwała głową. W sumie żeby nie zasnąć nie powinna leżeć, lecz robić coś konkretniejszego, na przykład właśnie chodzić. Do tego w dobrym towarzystwie, a jego na pewno jest dobre.
OdpowiedzUsuńPodniosła kota, który liznął ją po policzku.
Szla spokojnie za nim, glaszczac lezacego w jej ramionach kota. Mruczal glosno, co niemal odbijalo sie echem od okolicznych drzew.
OdpowiedzUsuń- Zawsze kazdemu tak pomagasz? - zasmiala sie cicho. Byla mu bardzo wdzieczna. Wysluchal, i pomimo tego wszystkiego co uslyszal, nie uwaza jej za wyrzutka. Za kogos innego.
[Mam pomysl xD Sam moglby powolutku, po czasie sie w niej zakochiwac, ale Roxy oczywscie nie moze tego odwzajemnic, przez co tez w ogole o jego uczuciu nie wie. No i Sam moglby sie jej spytac o rade, ale nie mowiac jej, ze chodzi o nia. Tylko o jakas inna dziewczyne ;P I wgl mowilas, ze cos na nich wykombinujesz xD]
Przyjrzala sie uwazniej stworzeniom w wodzie, i doiero kiedy zorientowala sie czym sa, usmiechnela sie szeroko. Lootkie zaczal prychac i syczec. Mimo to dziewczyna trzymala go mocno przy sobie, zeby nie zrobil nikomu krzywdy.
OdpowiedzUsuń- Slyszalam o nich, ale nigdy zadnego nie widzialam. - przyznala. Tak to bywa, bo zazwyczaj rzadkoscia jest widzec ja w poblizuwody. Czesciej bywa w lasach, ewentualnie siedzi pod plotem pastwiska.
Zwinęła swoją karimatę i położyła ją obok jej torby, przeciągnęła się i powoli zdjęła podkoszulek, następnie spodenki i rzuciła je na torbę. Zebrała swoje czarne włosy i upięła je w kok, powoli zaczęła wchodzić do wody, w końcu zanurzyła się cała. Woda była chłodna, ale przyjemna, orzeźwiła dziewczynę która dryfowała na plecach, zamknęła oczy i wsłuchiwała się śpiewu ptaków i szumu wody, w końcu wyszła z wody. Chciała wskoczyć do jeziora, więc weszła na duży kamień który stał przy jego brzegu, był dojść śliski a wokół niego rosły różne roślinki. Gdy próbowała się odepchnąć, zahaczyła o roślinę tracąc równowagę, upadając uderzyła się głową o ów kamień i nieprzytomna wpadła z pluskiem do wody.
OdpowiedzUsuń[Hej, masz jakiś pomysł na siostrzyczkę? ;D]
OdpowiedzUsuńLeila
Morskie przypominały jej zwykłe konie, ale w nieco innej odmianie. Rzecz jasna w przenośni. Normalnie nawet by się nie zbliżyła. Ale tym razem na jego propozycję pokiwała głową. Wypuściła kota z ramion i pozwoliła mu wskoczyć na drzewo niedaleko.
OdpowiedzUsuńJeden z morskich do niej podpłynął. Wyciągając głowę, poruszał nozdrzami i ciekawsko strzygł uszami w jej kierunku. Uśmiechnęła się i niepewnie wyjęła dłoń w jego kierunku. Powąchał ją, owiewając skórę Roxy ciepłym oddechem.
- Czasami im zazdroszczę. - odezwała się nagle, delikatnym ruchem palców głaszcząc śliski nos morskiego. W oczach miała smutek, a jej głos niósł się lekkim echem.
Uśmiechnęła się lekko i ruszyła jego krokiem. Nie ujęła jego dłoni, zamiast tego wsunęła ręce do kieszeni spodenek.
OdpowiedzUsuń- Wolności. Braku ograniczeń. Swobody. - wyjaśniła pokrótce, po czym wzruszyła ramieniem i westchnęła głośno. - Nie ważne. Zaczynam gadać bez sensu. - powiedziała głośniej, machając lekceważąco ręką. Nie chciała niszczyć nastroju. Po za tym przecież miała przestać myśleć o wszystkim co złe.
Wzięła głębszy wdech i usiadła za nim.
OdpowiedzUsuń- Kiedyś tak. - przyznała. - Ale to jak każda mała dziewczynka, która nasłuchała się bajek, snułam marzenia o rycerzu na białym koniu. - zaśmiała się do wspomnień. - Mimo pozorów bycie Łowczynią nie ogranicza tak bardzo. Daje nowe możliwości. - powiedziała, spoglądając na czarne, usłane migotającymi gwiazdami niebo. Odbijały się od tafli jeziora, błyszcząc na powierzchni jak diamenty.
Jakiś czas siedzieli tak w milczeniu. Cichy szum wody pod wpływem ruchu morskiej przypominał Roxy jakby melodię.
OdpowiedzUsuń- Ty to masz fajnie. - odezwała się nagle, po czym zaśmiała cicho. - Nic cię nie trzyma w Obozie i możesz wyjechać w każdej chwili. - Wyjaśniła, kiedy dostrzegła, jak obraca głowę w jej kierunku. Złapała jego spojrzenie i uśmiechnęła się lekko.
[Ja tak sobie myslalam, ze Sam mogly nieswiadomie zaczac troszczyc sie o Roxy, najpierw jak przyjaciolka, pozniej dopiero zaczalby dostrzegac, ze czuje do nij cos wiecej xD]
OdpowiedzUsuńWzruszyla ramionami.
- Nie wiem. Pewnie gdyby wszystko bylo normalnie, tesknilabym za tym. Ale tutaj... Jakos tego nie czuje. - przyznala ze smiechem i pochylila sie nieco, by zanurzyc dlon w chlodnej wodzie. Usmiechnela sie do siebie.